SVENARI - ROZDZIAŁ JEDENASTY

 









Teraz

Prowincjonalny styl bycia jeszcze nigdy jej nie zdradził. Pochodzenie maskowała idealnie, nawet o tym nie wiedząc. Tak została wychowana. Pewne rzeczy, czy się tego chce, czy nie, posiadamy z dziada pradziada.
I tak po ojcu Natalee była absolutnie bezwzględna. Wprawdzie nie przydawało jej się to zbytnio, gdyż rola, którą pełniła w stadzie polegała na szpiegowaniu, tropieniu, wyjawianiu powierzonych w największej tajemnicy sekretów. Nigdy nie powiedział jej, kim był jej ojciec. Uważał, że nie musi wiedzieć, a nawet nie powinna. Ona sama nigdy nie odważyła się go o to zapytać. Wiedziała, jakie ma zadanie i to musiało jej wystarczyć. Mimo to wielokrotnie próbowała doszukać się prawdy w bibliotece. Zaprzestała, kiedy ją nakryto, a Bezimienny wymierzył jej srogą i bolesną karę. Natalee przez brak języka i zębów uważana była niemalże za niepełnosprawną; nie litowano się jednak nad nią specjalnie i nie użalano. Jadała w samotności, po kryjomu. Nie czuła już tego szału, tej ulotności materii czasu w trakcie wbijania kłów w szyję, rękę czy też jakiekolwiek inne miejsce. Wielu myślało o niej jako o nieprzydatnej służebnicy Pana Bez Imienia, gdyż sądzono, że jest także głucha. Nikt nigdy nie wiedział, jaką naprawdę otrzymała karę. Niewielu uważało ją za szpiega i dzięki temu była do tego idealną kandydatką. W ten sposób okaleczona, pozbawiona smaku życia i powiedzmy, zneutralizowana psychicznie, została powiernikiem wielu, jak nie wszystkich tajemnic niosącego śmierć rodu. Była bardzo samotna i rzadko pokazywała się publicznie. Najczęściej przebywała z Vienne; bardziej z racji przydziału misji niż dobrowolnie. I podobało jej się oszukiwanie ”przyjaciółki”, tak była wyrachowana przy tym. Bezwzględność objawiła się przypadkiem i nie zwrócono na nią zbytniej uwagi, gdyż Natalee mogłaby obrócić ją przeciwko złu, które tak bardzo pragnęło osiąść spokojnie na ziemi i móc w końcu zapanować, na wieki. Przypadek dotyczył morderstwa nie zaplanowanego, podszytego głodem. Natalee rozszarpała bez żadnych zahamowań, pierwszego napotkanego na ulicy człowieka, okaleczając jego piękne z natury ciało zwykłym patykiem. Wyssała z niego całą krew i wróciła do siebie. Tych, którzy to widzieli sowicie nagrodzono za milczenie. Chodziła własnymi ścieżkami, nie miała przyjaciół, była całkiem sama. Czuła, że jej życie do końca, który tak naprawdę nie wiadomo czy nastąpi, będzie ucieleśnieniem głęboko ukrytego żalu
i smutku. Nie sądziła, że może jej się przytrafić cokolwiek, co mogłoby, choć na kilka sekund odmienić jej nic nie wartą egzystencję. Myliła się. Genów nie dziedziczy się po ojcu tylko, ale też i po matce. I choć to wydaje się śmieszne, szerokie biodra, które zostawiła jej w spadku Lydia Barnes przydadzą się jej w najmniej oczekiwanym momencie; szerokie biodra dadzą nadzieję wielu istnieniom, także tym jeszcze nie narodzonym...

 

  

Ã


Wstęp 
Rozdział pierwszy 
Rozdział drugi 
Rozdział trzeci 
Rozdział czwarty 
Rozdział piąty 
Rozdział szósty 
Rozdział siódmy 
Rozdział ósmy 
Rozdział dziewiąty 
Rozdział dziesiąty

Autorka: Czynnik NIEludzki

Jestem zwykłą dziewczyną i lubię o sobie myśleć, że pojawiam się znikąd i w międzyczasie. Pochłaniam książki w ilościach niepoliczalnych. Interesuję się kulturą starożytną. Mówię płynnie w kilku językach. W wolnych chwilach piszę wiersze, książki, rysuję portrety techniką Stencil, maluję (ostatnio statki widmo), szyję, szydełkuję, tworzę i przetwarzam ubrania. Prywatnie jestem mamą 15-letniego Jina, z którym uwielbiamy grać w szachy, gry planszowe oraz na gitarze. Gdy jestem zła, sprzątam, a gdy potrzebuję powietrza, biegam i jeżdżę na rowerze.


***obraz   z Pixabay

Komentarze

Popularne posty