Svenari - Rozdział drugi


 

Ona

Bogowie podziemi po raz kolejny oznajmiali światu nadejście cienia. Zręcznie chwytając wypełnioną ogniem tarczę słońca, zastępowali powoli jej brak srebrzystą poświatą księżyca. Trój-chromatyzm sytuacji mógł stanowić pewien subtelny wyraz piękna. Mieniący się księżyc, czarne niebo i zalane beżowym światłem ulice zdawały się stanowić oazę spokoju w porównaniu z tym, co działo się trochę dalej. Aura zepsucia unosząca się w powietrzu przecięta zwinnością i świstem, jakich nie znały oczy człowieka, nawet nie drgnęła. Z ciemności w płynną czerń wpatrywały się dzikie, podkreślone gęstymi rzęsami oczy. W całej ich drapieżności kryła się praktycznie niedostrzegalna nuta smutku. Gdy zwierzęce oczy upewniły się, że okolica jest pusta, zgasły ze spokojem. Po chwili z ciemnej kryjówki, zmysłowymi ruchami, pokrytymi jeszcze wiadomym dystansem sytuacyjnym, wyłonił się zarys, a potem barwom nocy ukazała się cała, pozbawiona niepotrzebnych wrażeń sylwetka.

Lekko dygocząc jeszcze z wrażenia, leżała przepełniona ciszą i wpatrywała się w bezkres. Była potwornie zmęczona, ale chociaż najedzona. Należało jej się. Ilu dziś wykończyła? Bardzo wielu, ale nawet nie liczyła, zresztą nie miało to większego znaczenia. Ważne, że ich już nie ma. Miała ochotę tak odpoczywa bez końca. Jednak przeznaczenie miało dziś wobec niej zupełnie inne plany. Jej słuch oznajmił, że pora na powrót do kryjówki. Jak zwykle jej zmysły okazały się niezawodne, bowiem dokładnie w jej kierunku zmierzały z niezwykłą szybkością dwa podobnie zwinne kształty. Na szczęście kształty zatrzymały się kilka metrów od niej. Porozumiewały się w znany jej doskonale sposób. Po stylu rozmowy odgadła z jakiej są gałęzi. Jednak nie mogła rozpoznać każdego z osobna. Zdziwiło ją to. Przecież znała wszystkich. Ale o wiele większym zaskoczeniem był temat rozmowy. A była nim ona sama. Mało brakowało, a ujawniłaby swoją obecność. Skupiając się na pozostaniu niezauważoną, nie spostrzegła, że została sama. Dwa tajemnicze osobniki zniknęły równie szybko, jak się pojawiły. Gdy się zorientowała, było już za późno. Nawet w myślach nie zdążyłaby ich dogonić. Byli zbyt szybcy, nigdy takich nie widziała.

Spośród stosu problemów, które ćwiczyły zuchwałą przenikliwość jej umysłu, żaden nie był tak ubogi w szczegóły cykliczna seria kilku kwestii, którą porozumiewali się ci dwaj osobnicy. Jednak brak szczegółów nie stanowił dla niej jakiejkolwiek przeszkody. Siedząc pośród woni jaśminu, w trakcie ulotnej substancji czasu, analizowała tajemniczą morfologię złowieszczej serii. Ponieważ klucz stanowiła ona sama, błędne koło zatoczyło się powoli w jej myślach i zamknęło. Teoretycznie należało wrócić do punktu wyjścia, ale w jej wykonaniu pozostawało to raczej w kwestii bezsensu. Wolała praktyczne tendencje, w dodatku natychmiastowo, nieobliczalnie i nieprzewidywalnie. Oblizała się na samą myśl jutra...


&


Autorka: Czynnik NIEludzki

Jestem zwykłą dziewczyną i lubię o sobie myśleć, że pojawiam się znikąd i w międzyczasie. Na co dzień jestem instruktorką tańca dziecięcego zespołu Apsik. Pochłaniam książki w ilościach niepoliczalnych. Interesuję się kulturą starożytnego Egiptu, Japonii, Majów, Azteków i Inków. Mówię płynnie w 4 językach, a trzech kolejnych się uczę. W wolnych chwilach piszę wiersze, książki, rysuję portrety techniką Stencil, maluję (ostatnio statki widmo), szyję, szydełkuję, tworzę i przetwarzam ubrania. Prywatnie jestem mamą 14-letniego Jina, z którym uwielbiamy grać w szachy, planszówki oraz na gitarze. Gdy jestem zła, sprzątam, a gdy potrzebuję powietrza, biegam i jeżdżę na rowerze.




 ***obraz LoganArt z Pixabay

 

Komentarze

Popularne posty