LISTY DO MOJEGO PANA TERRORYSTY ''9''

 


    Drogi Panie Te dzisiaj zatęskniłam. To było dosyć niespodziewane, bardzo intensywne przeżycie.
Gdy tęsknię to jest mi smutno, że coś się skończyło, czegoś już nie ma, ktoś odszedł. Zawsze wtedy czuję się nieszczęśliwa, samotna i pusta. Patrzę w gwiazdy i zadaję im setki pytań, które nigdy nie doczekują się odpowiedzi. Dziś było inaczej.

    Padał deszcz. Czułam krople wnikające pomiędzy moje włosy, chłód od wilgoci przenikający
do wewnątrz ciała i pasek od torby zsuwający się z ramienia raz po raz. Światła samochodów mijały mnie poklatkowo. Chodnik był nierówny i stąpałam tak, żeby mój staw skokowy nie krzyczał na mnie później. Powoli, dokładnie i bez pośpiechu. ''Mamy czas'' powiedziałam sobie. Z drzew spadło już wiele liści,
a spadnie jeszcze więcej. Te, które wisiały ostatkiem sił na gałęziach, spoglądały na mnie. Były czerwone, pomarańczowe i żółte. Spadały przede mną razem 
z kroplami, tworząc przedziwne helisy. Ich wspólny wieczorny taniec. Ta ścieżka radosnych pląsów zawiodła mnie do domu. Nastawiłam wodę na herbatę, podeszłam do okna i podziwiałam. Zziębnięta i mokra, powinnam przeklinać ten deszcz pod nosem,
a ja stałam wpatrzona w sosny, tuje i świerki. Każde drzewo oplecione łańcuchem delikatnych kropelek. Za nimi głęboko czarne niebo z resztkami szarości. Dzień umknął za horyzontem. Gwizd czajnika wybudził mnie z tego momentu na chwilę. Usiadłam z zieloną koleżanką przy stole. Pachniała deszczem jak ja. Ogrzewałam dłonie na kubku myśląc o niczym. Po raz pierwszy od nie wiem kiedy mój mózg
''nie robił nic''. I ja nie byłam zmęczona, nie padałam na twarz, nie zasnęłam z głową w fusach. Nie było jednak procesowania, reenderowania, analizy. Byłam ja i zielona. I spokój. Cisza tam w środku.
Trzej tenorzy przestali się bić Panie Te. Domingo siedział na fotelu ze szklaneczką whisky, Carreras wpatrywał się w ogień w kominku, a Pavarotti zamyślił się przy biblioteczce. Zintegrowana sama
ze sobą. 

Spojrzałam na ''Christophera'':
- Jesteś piękny – powiedziałam cichutko - Począwszy od kadłuba, poprzez pokład, burty aż do samego szczytu masztu. Widzę Cię, mimo że jesteś jeszcze szkieletem. Nagim, w nieskończonej przestrzeni, szkieletem. Wodzę palcami po gładkiej powierzchni. Piękny...
Te-hologramowi też się podoba. Kiwa głową, że drewno solidne i liny mocne. Ale minie jeszcze trochę czasu zanim mahoń uderzy w taflę wody. Zanim morskie fale zatańczą z drewnem o czerwonobrązowych barwach, tak jak liście na ścieżce do domu podczas wieczornego tanga. Przestałam czekać na ten moment. Jestem tu i teraz, choć pojawiam się znikąd i w międzyczasie. A droga prowadząca do poznania,
do końca, wszystkie chwile pracy nad ''Christopherem'' sprawiają, że żyję. Oczekiwania zamieniłam
na doświadczanie. Złość sama gdzieś poszła, nawet nie wiem gdzie i kiedy właściwie. Ale wiem jak. Klasyczny przypadek Elsoniański w trzech słowach: ''let it go''. I to dzieje się naprawdę. 

    Herbata wystygła. Uśmiechnęłam się. Nie wiedziałam, że można ''tęsknić'' w szczęśliwy sposób.
Za jakiś czas zaanonsuję się na - no właśnie nawet kawy tam nie ma – rozmowy o nurtach, nie rzecznych bynajmniej. Dobrej wiedzy nigdy za wiele.
 


Autorka: Czynnik NIEludzki
Jestem zwykłą dziewczyną i lubię o sobie myśleć, że pojawiam się znikąd i w międzyczasie. Na co dzień jestem instruktorką tańca dziecięcego zespołu Apsik. Pochłaniam książki w ilościach niepoliczalnych. Interesuję się kulturą starożytnego Egiptu, Japonii, Majów, Azteków i Inków. Mówię płynnie w 4 językach, a trzech kolejnych się uczę. W wolnych chwilach piszę wiersze, książki, rysuję portrety techniką Stencil, maluję (ostatnio statki widmo), szyję, szydełkuję, tworzę i przetwarzam ubrania. Prywatnie jestem mamą 14-letniego Jina, z którym uwielbiamy grać w szachy, planszówki oraz na gitarze. Gdy jestem zła, sprzątam, a gdy potrzebuję powietrza, biegam i jeżdżę na rowerze.


***obraz ekamelev z Pixabay


Komentarze

Popularne posty