„Nie zestarzeje się serce, które kocha”



Kiedy mówi o swojej babci, trudno jej ukryć wzruszenie. Wspomnienia wyciskają łzy z oczu.
Chce mi pokazać list, który napisała do niej, gdy babcia odeszła już z tego świata. Nie może
go jednak znaleźć. Trudno się dziwić — przecież został wysłany.
Gdy słucham wspomnień Marysi, przypominają mi się słowa Phila Bosmansa: „Ludzie
szukają ciepłego gniazda, swojskiego kąta, przytulnej przystani. Gdzie jest nasz dom? Tam,
gdzie odnajdujemy ciepło i miłość. Tam, gdzie panuje wzajemne zaufanie i czuła, życzliwa
troska o drugiego. Gdzie każdy ma serce dla każdego. Dom znajdziesz tylko u takiej istoty,
która ma serce bijące dla ciebie.”

Babcia Helenka szczyciła się tym, że jest z pokolenia Papieża — urodziła się rok później niż
Karol Wojtyła, 16 listopada 1921 roku, w święto Matki Bożej Ostrobramskiej, czczonej także
jako Matka Miłosierdzia. Była osobą głęboko wierzącą. Wiara oraz zaufanie do Boga i Maryi
dawały jej siłę do dźwigania ciężarów życia, których miała niemało.
Kiedy Marysia miała siedem lat, bardzo cieszyła się na myśl o świętach Bożego Narodzenia.
Wraz ze starszą o rok siostrą Anią zastanawiały się, co otrzymają w tym roku w prezencie od
świętego Mikołaja. Nie spodziewały się, że ich radość tak szybko zamieni się w smutek.
W drugi dzień Świąt zmarła niespodziewanie ich mama. Miała trzydzieści jeden lat.
Babcia przyrzekła swojej umierającej córce, że zaopiekuje się osieroconymi wnuczkami i nie
odda ich do Domu Dziecka. Mimo że sama czuła się źle, często chorowała (po śmierci córki
nabawiła się cukrzycy, później przechodziła dwa zawały), starała się jak najlepiej wywiązać
z danej obietnicy. Początkowo trudno jej było ukryć łzy, często płakała. Otrząsnęła się dość
szybko, żeby mieć uśmiech dla dziewczynek, dla których była już nie tylko babcią, ale też
drugą mamą. Babcia Helenka powtarzała później często, że otrzymała z nieba dwójkę nowych
dzieci, w zamian za te, które straciła — w trzy lata po śmierci córki przeżyła śmierć swojego
syna.

Święto Mamy obchodziły dwa razy w roku: 26 maja i 21 stycznia. Otrzymywała wtedy od
nich piękne laurki. Potrafiły być wdzięczne — była im bliższa niż mama, którą tak krótko
miały. Przytulała, całowała, opowiadała bajki na dobranoc. Sama je wymyślała. Kiedy
chorowały, czuwała przy nich całe noce. Zdarzało się, że przynosiła śniadanie do łóżka, gdy
oglądały „Teleranek”. Pytała się, co mają ochotę zjeść, bardzo smacznie gotowała. Pomagała
też w nauce. Chodziła na wywiadówki, pilnowała, by odrabiały lekcje, robiła im dyktanda,
przepytywała.

Na uroczystości nadania imienia szkole siostry ładnie się prezentowały w białych
bluzeczkach. Na ich uszycie poświęciła całą noc. Były to czasy, gdy trudno było zdobyć
jakikolwiek materiał. Gdy innym razem chciała kupić w sklepie odzieżowym dwie ładne
bluzki, spotkała ją przykra niespodzianka, gdyż sprzedawali tylko po jednej sztuce. Babcia się
wówczas rozpłakała. Kochała je bardzo i — jak mówiła — jednakowo. Kiedy któraś
z dziewcząt miała imieniny czy urodziny, prezenty otrzymywały obydwie.
Wpajała im wiarę w Boga. Uczyła modlitwy, pomagała w przygotowaniu do Pierwszej
Komunii św., którą miały razem pół roku po śmierci mamy. Kiedy w ich parafii był odpust,
wiedziała, jak bardzo chcą pójść w tym dniu do kościoła. Poszła razem z nimi, mimo iż
właśnie złamała bark. Dopiero po uroczystościach pojechała na pogotowie. Wróciła z gipsem.
Wnuczki były zawsze na pierwszym miejscu. Na tej liście „konkurował” z nimi dziadek. Byli
w sobie bardzo zakochani. Z okresu ich narzeczeństwa pozostało wiele pięknych zdjęć.

Dziadek miał jeszcze „pamiątkę” z czasów wojny — ranę na nodze, która wiele lat później się
odnowiła, wskutek czego doszło do amputacji. Nawet będąc na wózku inwalidzkim, chciał pomagać w gospodarstwie, być przydatnym w rodzinie. Cieszył się, gdy dziewczyny
przynosiły dobre stopnie ze szkoły. Starał się im wpajać dobre zasady. Znały na pamięć jego
ulubioną sentencję: „Z prawdą przez życie przejdziesz, z kłamstwem za próg nie wyjdziesz”.
Dziadek miał dziesięcioro rodzeństwa, dwóch jego braci zostało kapłanami. Od nich
przywoził książki religijne, katechizmy, które w tych czasach trudno było dostać. Miał
szczególny szacunek do Prymasa Wyszyńskiego i Jana Pawła II. W ich rodzinie zapanowała
wielka radość, gdy 16 października 1978 roku ogłoszono wynik konklawe.

Babcia Helena modliła się o to, by dożyć do czasu, gdy dziewczyny osiągną pełnoletniość.
Czuła się za nie odpowiedzialna, jeszcze bardziej niż za swoje własne dzieci. Wiedziała, że
zostały jej w sposób szczególny powierzone. Bóg przedłużył jej „dyżur” o kolejne dziesięć
lat. Ania wcześniej wyszła z domu, założyła własną rodzinę. Dla Marysi babcia była
najlepszym przyjacielem i doradcą. Mogła z nią rozmawiać o wszystkim, nawet o chłopakach.
Razem płakały, razem się śmiały. Któregoś dnia babcia powiedziała: „Jestem w tobie
zakochana. Ty nawet muchy byś nie skrzywdziła”. Marysia nawet dziś czuje się zażenowana,
gdy to wspomina. — Przecież wiesz, że taka nie jestem — szybko dodaje.

Dziadek odszedł wcześniej. Zmarł w szpitalu, gdzie przygotowywano go do amputacji drugiej
nogi. Kiedy umarła babcia (26 sierpnia 1997 roku, w uroczystość Matki Bożej
Częstochowskiej), Marysia była już dorosłą kobietą. Przez kilka miesięcy mieszkała jeszcze
sama w opustoszałym nagle domu. Nie mogła się w nim odnaleźć. Jeszcze po roku od tego
wydarzenia zwierzała się w liście do znajomej nauczycielki: „To takie niezrozumiałe, tak
trudno sobie wytłumaczyć, pogodzić się, gdy w sercu ból, smutek i żal. (…) Było nam razem
bardzo dobrze. Dopiero teraz doceniam, jak dobrze móc spieszyć się do ukochanej osoby.
Wiedzieć, że ktoś tęskni i czeka na ciebie z radością”.

„Nigdy nie zestarzeje się serce, które kocha” — powiedział Sokrates. Babcia stworzyła im
bezpieczną, szczęśliwą przystań w swoim sercu.

— Wiesz — mówi Marysia — zawsze wierzyłam, że nasza miłość jest mocniejsza niż śmierć,
wszystko przezwycięży i nie przeminie.

Teraz uczy się już zmagać samodzielnie na głębszej wodzie. Wierzy, że kiedyś spotkają się
znowu w tej ostatniej, najpiękniejszej Przystani.

wysłuchała Iwona Szkudelska
Moja metryka wskazuje na to, że mam więcej lat niż wyglądam. Lubię patrzeć na świat
oczyma dziecka Bożego i pisać artykuły niosące nadzieję. Piszę też wiersze, teksty do
piosenek, gram na gitarze. Moją pasją są robótki ręczne. Najważniejsza jest dla mnie wiara.

Komentarze

Popularne posty