Pan Tadeusz, gęsie pióro i ... Reymont






Są sprawy, wydarzenia, ludzie, o których można wiele opowiada, a historia warta jest szerszego zainteresowania. Są wydarzenia tak fascynujące, że trzeba czasu , żeby emocje na tyle ucichły, by móc obiektywnie spojrzeć na fakty. Jestem humanistką z wykształcenia i pasji i wszelkie znaczące wydarzenia kulturalne zwracają moją uwagę. O pewnej historii, o pewnej pięknej postaci chcę teraz opowiedzieć - warto poznać bohatera mojej opowieści, bo zauroczy Was to, kim jest, czym się zajmuje i czym żyje na co dzień. Tak jak mnie zauroczyło jego dzieło. 

Kilkanaście lat temu, któregoś stycznia, wędrując po urokliwych szlakach Beskidu Śląskiego trafiłam do Bielska-Białej. Tam spotkałam tego niezwykłego człowieka i o nim właśnie chcę opowiedzieć.

               Jak dobrze, że weszłam do tego antykwariatu!
Zwiedzałam bielską starówkę, kiedy moją uwagę zwrócił przepiękny, secesyjny serwis do kawy na wystawie jednego ze sklepików. Weszłam do środka, od razu znalazłam się w królestwie uroczych staroci i pachnącej atmosfery retro. Przy oknie stało dwóch młodych ludzi i jeden z nich zawołał z nieukrywanym entuzjazmem: – O, tam do baru wszedł właśnie ten facet, co przepisuje Reymonta!

Ta uwaga natychmiast wzbudziła moje zainteresowanie. Już mniej ważny był serwis do kawy, ta przypadkowa informacja zawładnęła całą moją wyobraźnią. Młody człowiek uprzejmie odpowiadał na moje pytania. – Wszedł do tego baru gastronomicznego " Pod Pierożkiem", pozna go pani bez trudu, bo ma długie włosy, trochę już białe, jest średniego wzrostu, chętnie rozmawia, założył muzeum Reymonta w Bielsku-Białej.

                                 Pierwsza rozmowa
Przy stolikach w barze siedziało wielu konsumentów, lecz od razu wiedziałam, który to "ten facet, który przepisuje Reymonta". Jadł taniutkie krokiety z czerwonym barszczem , a długie, szpakowate włosy wyróżniały go spośród posilających się ludzi. – Smakuje mi takie jedzenie, bo tylko na takie mnie stać - wyjaśnił, kiedy już przełamane zostały pierwsze lody. 

Potem opowiedział mi o swojej pasji i, bez mała, misyjnym zadaniu, którego się podjął i które pragnie ukończyć za kilka lat. – Od dzieciństwa śnił mi się Reymont, szczupły, starszy pan z bródką, w okularach – stwierdza mój rozmówca z trochę rzewnym uśmiechem – on właśnie powiedział mi w snach, że wybrał mnie do tego dzieła i że będę miał z tego powodu dużo kłopotów, będę chodził po urzędach i sądach, ale to dzieło wykonam. Muszę wykonać, mam miejsce – dodaje z powagą.





                                          Brama
Koniecznie chciałam zobaczyć to nieprawdopodobne miejsce i jego niewiarygodne eksponaty. – Pokażę pani moje królestwo, to niedaleko, zapraszam.

Kilka minut zajęła nam droga do miejsca, które "wybrał " pan Tadeusz Modrzejewski na spełnienie swojej misji. Zabytkowa kamienica zwracała uwagę długim tunelem, który widniał za nie mniej zabytkowa bramą. To tędy należało przejść, żeby stanąć przed drzwiami Muzeum Literatury im. W. St. Reymonta w Bielsku-Białej przy ulicy Pankiewicza 1.

– W snach widziałem tę bramę i placówkę mojej misji. Kiedy urząd miasta przekazał mi to niewielkie pomieszczenie, wiedziałem, że znalazłem swoje miejsce. Wiedziałem, że jeśli przekroczę tę bramę nieraz będę marzł, głodował, ale do końca życia nie mogę się z tego wycofać – mówił z pasją mój rozmówca.

                                          To prawda
Piętrowy budynek po lewej stronie niewielkiego podwórka nie zapowiadał rewelacji, które za chwilę miałam zobaczyć – ot, zwyczajna, jednopiętrowa kamienica, może trochę staroświecka. Kiedy weszłam do niewielkiego przedsionka, wiedziałam od razu, że jest to "sanktuarium" Reymonta. Wszędzie wisiały jego wizerunki, ręcznie malowane napisy z datami z jego życia, ściany zdobiły ludowe ornamenty.

Nieduży hol po lewej stronie przedsionka również był pokryty motywami ludowego zdobnictwa, pod każdą ścianą stała ręcznie wykonana pokaźna skrzynia . – Sam to wszystko robiłem, składałem, malowałem. Najpierw remontowałem, murowałem i tynkowałem dom, bo zastałem tu ruinę – teraz tu wszystko inaczej wygląda – tłumaczy mój przewodnik – w tych skrzyniach przechowuję wszystkie przepisane przeze mnie utwory, sam je też ręcznie ilustruję. Bo musi pani wiedzieć, że oprócz dzieł Reymonta kopiuję też największe dzieła innych naszych znanych pisarzy narodowych. Tak myślę, że i Reymont by mnie za to pochwalił – dodaje pan Tadeusz z zadumą.  

Niewiarygodne! Artysta pokazał mi przepisane gęsim piórem (!) "Pana Tadeusza", "Krzyżaków", "Starą baśń" – wszystko uzupełnione barwnymi, ręcznie wykonanymi ilustracjami! – To dość ciężka robota pisać gęsim piórem, ale pismo jest wtedy równiejsze i wyraźniejsze, bardziej wyraziste, trzeba tylko uważać, żeby tuszem nie zaplamić kartek. Dlatego pióro oprawiłem w metalową obsadkę - wyjaśnia. Siada na swoim zydelku i prezentuje mi kunszt pisania gęsim piórem. Pisze kilka równiutko napisanych  zdań. Nie było kleksów. 




Królestwo Reymonta i folkloru
Najważniejsze było jednak przede mną. Po skrzypiących, drewnianych schodach dotarliśmy na pierwsze piętro. To była sala wyłącznie Reymontowska. Malowane ściany, solidne drewniane belki pod sufitem ozdobione motywami kwiatów i ludowych ornamentów wywoływały wrażenie autentycznej wiejskiej izby. Na większości ścian widniały sceny z "Chłopów" ; jedna z nich przedstawiała wesele Jagny z Boryną i barwny weselny korowód.

Tam właśnie stała ogromna skrzynia i stamtąd pan Modrzejewski wyjął kilka grubych tomów: – Dwa razy przepisywałem "Chłopów", bo za pierwszym razem nie było jak trzeba. Przepisywałem 5 lat, teraz mam na warsztacie "Fermenty", pozostało mi 30 tytułów, żebym spełnił obietnice daną Reymontowi, żebym spełnił swoją misję – mówi w zadumie artysta i z namaszczeniem chowa swoje skarby do skrzyni.

Jego pustelnię odwiedziło wielu znanych ludzi – wszyscy są wypisani nad drzwiami holu, m. in. Emilia Krakowska, Daniel Olbrychski, Jarosław Kalinowski, Jan Rybkowski, praprawnuczka Reymonta Monika Białecka. Muzeum zwiedzają zainteresowani turyści , do tej pory ok. 70 000 osób. – Dwadzieścia lat temu był tutaj reżyser "Chłopów" – wspomina pan Modrzejewski – powiedział do mnie , że wierzy w powodzenie moich zamiarów, uściskał mnie mocno i zapewnił, że dam radę , że będzie tu muzeum Reymonta. Wie pani, że on się kazał pochować w stroju Boryny? A muzeum Reymontowi wyszykowałem – dodaje z uśmiechem dumy.




                                            Miejsce dla misyjnego dzieła
Niewielka nisza po przeciwnej stronie sali to miejsce pracy artysty: zgrabny, foremny stolik i nieduży zydelek, rozłożony tom do przepisywania, kartki, pióro, tusz - niewiele , a jednak dla tego człowieka wszystko - za pomocą takich narzędzi warsztatowych stworzył  jedyny chyba na świecie świat spełniania marzeń i pasji. Z zawodu jest tkaczem.

Dwa razy przepisywał i ilustrował "Pana Tadeusza"; jeden egzemplarz widziałam przed chwilą , drugi jest w Singapurze zakupiony przez pewną firmę komputerową. - Dla Polaków na obczyźnie ta książka jest jak biblia - podkreśla artysta - a ja za pieniądze od tej firmy w odremontowałem okna i wstawiłem drzwi do muzeum. Więcej rzeczy stąd nie będę sprzedawał , choć byli niedawno z Kanady, bo urodziłem się w Bielsku, w Polsce i tutaj powinno moje dzieło pozostać, żeby ludzie nie zapomnieli o polskiej kulturze, obyczajach, historii - zaznacza z przekonaniem.


                                                      


 Epilog
Utrzymuje się z datków, które ofiarują turyści i dobrzy ludzie, zalega z czynszem i z podatkami. Tutaj mieszka w maleńkiej izdebce z przylegającą miniaturową łazienką – jak mnich, bo pomieszczenie do złudzenia przypomina dawną, klasztorną celę. Nieczęsto go stać nawet na te klopsiki z buraczanym barszczem, które mu dziś tak smakowały.

Ma jeszcze unikatowy ogródek warzywny, 4 ważne dla Polski pieczęcie, kopię aktu urodzenia Reymonta i cały ten świat, który stworzył ze swoich pasji i snów – muzeum , gdzie dokonuje swego dzieła dla Reymonta i dla potomności.

Uważa, że każdy powinien szukać swojej bramy, przejść przez nią i  realizować marzenia – trzeba się tylko uprzeć i bardzo chcieć. Jak on.

                                                       Barbara Kalinowska  – autorka tekstu i zdjęć. 

PS. Wszystkie osoby, opisy, wydarzenia, fakty i wypowiedzi mojej opowieści są autentyczne. Zostały zanotowane  przeze mnie w styczniu 2005 roku. Osoba pana Tadeusza Modrzejewskiego i jego misja wywarły na mnie tak mocne wrażenie, że nawet dziś jeszcze widzę go przy tym stoliku, na zydelku z gęsim piórem w ręku i pochyloną nad kartkami papieru sylwetkę. I ten urzekający świat, który stworzył dla Reymonta w kamienicy na Pankiewicza 1 w Bielsku Białej.

Wiem, że w 2010 roku na skutek fatalnych warunków finansowych i braku wsparcia ze strony władz miasta planował wyprowadzkę, ale jednak został. Nie mógł zdradzić Reymonta. Włączyła się telewizja i prasa – władze miasta wspomogły placówkę. Oficjalnie już nazwano przybytek Muzeum Literatury w Bielsku Białej.    

Warto na pewno na własne oczy zobaczyć to miejsce, ten przepiękny literacki świat –  poznać tego nieprzeciętnego człowieka  i jego wyśnioną ziemię obiecaną.

                                                                                          

                                                                                             

Komentarze

Popularne posty